Za twórczość Karen
Slaughter zabrałam się z czystej ciekawości. To nazwisko tak
często przewijało się we wpisach na różnych blogach książkowych,
że musiałam sprawdzić w końcu, o co cały ten szum. Kiedy więc
znalazłam na wyprzedaży „Fatum” ze znajomo brzmiącym
nazwiskiem na okładce, postanowiłam zaryzykować. Czy się
opłaciło? Zapraszam do lektury.

