Z twórczością
Fiodora Dostojewskiego stykam się nie po raz pierwszy. Już w liceum
czytałam „Zbrodnię i karę”, którą co prawda byłam
zachwycona, ale nie udało mi się jej skończyć; kilka lat później,
na studiach, zmuszona byłam przeczytać „Biednych ludzi”, którzy
nie tylko mnie przygnębili, ale też na długi czas pozostawili w
moich myślach nieprzyjemny ślad, który skutecznie powstrzymywał
mnie przed kolejnym sięgnięciem po prozę pisarza. Zobaczywszy
jednak wznowioną przez Wydawnictwo MG publikację „Wspomnień z Martwego domu” postanowiłam dać Dostojewskiemu kolejną szansę.
Absolutnie nie uważam się
za znawcę, a tym bardziej za znawcę literatury rosyjskiej – ot,
gdzieś coś przeczytałam, usłyszałam, podyskutowałam na
zajęciach. W przypadku Dostojewskiego starałam się raczej nie
odzywać. Jego prozę uważałam za przytłaczającą i smutną, a
własną osobę za niegodną krytykowania twórczości rosyjskiego
klasyka. Poza tym wyjątkowo nie lubię czytania na siłę, „bo
trzeba”, czytywałam więc tylko to, co mi kazano i ani strony
więcej. Lubiłam jednak po jakimś czasie wracać do przeczytanych
tekstów, analizować je na nowo, uzupełniać informacje i wyciągać
własne wnioski. Robię to zresztą do dziś.
Fiodor Dostojewski to
postać niezwykle ciekawa. Nie chcę jednak zanudzać Was biografią
– jeśli Was ona zainteresuje, na pewno poradzicie sobie ze
znalezieniem właściwych informacji. Życie prywatne pisarza miało
jednak ogromny wpływ na powstanie „Wspomnień z Martwego domu”.
W 1849 r. autor, wraz z ponad setką innych osób został skazany na
śmierć za przynależność do tzw. Koła Pietraszewskiego – grupy
literackiej, w której dyskutowano na różne tematy, nierzadko
polityczne. Niemal przed samą egzekucją karę zamieniono jednak na
zesłanie. W 1850 r. Dostojewski trafił na 4 lata do tzw. katorgi –
rodzaju obozu w połączonego z ciężkimi robotami w pobliżu miasta
Omsk. Pobyt stał się podstawą do napisania książki.
Historia opowiedziana jest
w narracji pierwszoosobowej przez Aleksandra Pietrowicza
Gorianczykowa, skazanego na 10 lat katorgi za zabójstwo. Jego
pozycja wśród współosadzonych od początku jest trudna – jako
przedstawiciel znienawidzonej przez lud szlachty co dzień musi
stawiać czoła niechęci, izolacji czy wręcz nienawiści. Sam
Gorianczykow, choć nie stara się specjalnie dystansować, zdaje
sobie sprawę ze swojej odmienności:
(…) był to czas
pierwszego mego zetknięcia z prostym ludem. Ja sam nagle
stałem się
takim prostym człowiekiem, takim samym katorżnym jak i oni.
(…)
chciało mi się co prędzej zobaczyć robotę i poznać ją,
zobaczyć,
co to jest ta katorżna robota? I jak to ja sam będę
pierwszy raz w życiu pracował rękami?
Książka podzielona jest
na 14 rozdziałów, z czego 6 pierwszych poświęconych zostało
pierwszym miesiącom pobytu w katordze. Skazanemu,
nieprzyzwyczajonemu do tak spartańskich warunków jak i przebywania
z ludźmi z niższych klas społecznych, niełatwo było pogodzić
się z losem, jaki czekał go przez kolejnych 10 lat. Również
wrogość innych osadzonych, ich nieokrzesanie, pijaństwo i
brutalność sprawiały, że Gorianczykow nie wyobrażał sobie
wytrzymać w obozie przez tyle czasu.
Spostrzeżenia narratora stanowią jednak fantastyczną analizę
psychologiczną zachowań więziennych, niewiele zresztą różnych
od dzisiejszych.
W ogóle trzeba
wiedzieć, że cały ten lud więzienny – wyjąwszy niewielu ludzi
nieustannie wesołych, za to doznawali powszechnej pogardy – był
to lud ponury,
zawistny, straszliwie próżny, chełpliwy, obraźliwy
i do najwyższego stopnia
przywiązany do formy. Zdolność, by
niczemu się nie dziwić, uchodziła za największą cnotę.
Ciekawy temat stanowiła w obozie na przykład wódka, która mimo że
oficjalnie zabroniona, dostępna była dla każdego, kto miał
pieniądze. Kwestie finansowe nie były specjalnie skomplikowane –
zarobione ruble praktycznie natychmiast przepijano, gdyż po pierwsze
wódka była jedyną i największą jednocześnie rozrywką dla
osadzonych, a po drugie znalezione podczas kontroli pieniądze
natychmiast konfiskowano. Pijany więzień natychmiast rósł w
oczach współwięźniów, na chwilę stawał się kimś. Patrzono na
niego z respektem, niekiedy z podziwem. Jednak prawa rządzące
katorgą nawet pijanemu nie pozwalały na wszystko – w razie
awantury, bójki czy prób demolowania sprzętów, agresor
natychmiast był „uspokajany” przez innych więźniów, co
nierzadko kończyło się ciężkim pobiciem wyżej wymienionego.
Temat agresji, co nietrudno przewidzieć, przewija się w powieści
dość często. Zachwyciły mnie rozważania Gorianczykowa dotyczące
osadzonych uchodzących za spokojnych, dostosowanych do więziennych
warunków i pogodzonych z losem, którzy nagle, z niewiadomej
przyczyny, decydują się na jakiś szalony krok – napaść na
strażnika, zamach na przełożonego czy ucieczkę. Również sposoby
radzenia sobie z długoletnim życiem w zamknięciu i izolacji
zasługują na ogromną uwagę. Bardzo ważną rolę w walce o
przetrwanie pełniło posłuszeństwo i wewnętrzne systemy kar
więźniów – wymierzanie przez nich sprawiedliwości na własną
rękę nie należało do rzadkości.
Poza samosądami w obozie, jak w każdym chyba więzieniu, panowała
swego rodzaju hierarchia i konkretne podziały – nie tylko ze
względu na wyroki i rodzaje przestępstw, ale przede wszystkim na
pochodzenie więźniów. Choć co najmniej połowa osadzonych
wywodziła się ze stanu chłopskiego, na tę klasę społeczną
patrzono z pogardą. W nielepszej pozycji znajdowali się
przedstawiciele szlachty, uznawani często za dawnych ciemiężców.
Wyjątkowo źle przedstawiała się natomiast (wg Dostojewskiego)
sytuacja polskiej szlachty – z oczywistych chyba powodów.
Historia, mimo swego tragizmu, opowiedziana jest w sposób bardzo
klarowny i poukładany, a sam narrator stwarza wrażenie człowieka
spokojnego i zrównoważonego. Choć nie czytałam „Wspomnień...”
w języku rosyjskim, w trakcie czytania zastanawiały mnie zabiegi
zastosowane przez autora i tłumacza. Wiele słów użytych (jak
podejrzewam) w oryginale nie zostało przetłumaczone na język
polski. Ich znaczenie często było wyjaśniane w przypisach bądź
dalszej części powieści, zdarzały się jednak słowa lub zwroty w
rosyjskim (transliterowane), które wymagały od czytelnika
podstawowej znajomości języka wyjściowego. Przez pewien czas nie
mogłam się zdecydować, czy podoba mi się ten zabieg, w końcu
doszłam jednak do wniosku, że nadaje on książce niepowtarzalnego
charakteru, typowego dla literatury rosyjskiej. Ponadto wydaje mi
się, że zarówno Wydawca jak i tłumacz założyli, że po
Dostojewskiego nie sięga się ot tak i że potencjalny czytelnik
wykaże się odrobiną wiedzy ogólnej, a być może nawet
znajomością ww. języka. Nie wiem, to tylko takie moje domniemanie.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła.
Chodzi mianowicie o błędne tłumaczenie określenia дедушка
(czyt. dzieduszka), przetłumaczonego jako „dziadziuś”.
Otóż pierwszą rzeczą, jakiej uczono mnie na studiach było, że
rosyjski дедушка nie ma absolutnie
nic wspólnego z poufałym zdrobnieniem, jakie spotykamy np. w języku
polskim czy niemieckim, jest za to nacechowane ogromnym szacunkiem.
Tłumaczenie go jako „dziadziuś” jest więc zwyczajnie błędne.
Kolejna rzecz, do której nie do końca jestem przekonana, to
dosłowne przenoszenie rosyjskich konstrukcji językowych na polskie
tłumaczenie. Zwrot „u mnie by nikt [czegoś]
nie ukradł” jest w języku naszych zachodnich sąsiadów zupełnie
normalny, to jak najbardziej poprawna gramatycznie konstrukcja. Po
polsku brzmi to jednak... Tak średnio bym powiedziała, tak średnio.
Mimo tych małych językowych zastrzeżeń serdecznie polecam
„Wspomnienia z Martwego domu”. To przerażający obraz życia w
zamkniętym obozie na Syberii w XIX wieku, rewelacyjny kolektywny
portret psychologiczny skazanych, a także niesamowicie autentyczna
opowieść o sile woli, przetrwaniu i karze za grzechy. Choć
Dostojewski nie prezentuje tak potocznego, wylewnego i prostego stylu
jak np. Grzesiuk, książkę tę czyta się praktycznie jednym
ciągiem. Nie jest to jednak łatwa lektura – powieści o tematyce
obozowej często skupiają się przede wszystkim na ciekawszych
wydarzeniach, są pełne akcji i „sensacji”. Ze
„Wspomnieniami...” jest inaczej – autor koncentruje się przede
wszystkim na psychologicznej stronie zagadnienia, rozbiera myśli i
uczynki osadzonych na czynniki pierwsze, po czym dogłębnie je
analizuje. Ta książka to mieszanka gatunków – powieści
psychologicznej, obyczajowej, obozowej, pamiętnika. Mało tu opisów
przyrody, ponieważ centrum dzieła Dostojewskiego stanowią ludzie.
„Wspomnienia z Martwego domu” oceniam na 5 z 5 gwiazdek.
*****
Za możliwość zrecenzowania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.
Tytuł: „Wspomnienia z Martwego domu” / „Записки из Мертвого дома”
Autor: Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo: MG, 27.09.2017
Ilość stron: 204
Rok pierwszego wydania: 1861-1862
Język: polski
Język oryginału: rosyjski