Sunday 10 October 2021

Robin Sharma: „Klub 5 Rano. Szczęśliwy poranek zmienia wszystko” - recenzja książki


Szczęśliwy poranek zmienia wszystko. 
Nieszczęśliwy czytelnik zmienia natomiast książkę.

Miało nie być  recenzji z prawdziwego zdarzenia. Po prostu nie chciałam tracić na tę książkę ani chwili dłużej, niż jest to absolutnie koniecznie. Swoją przygodę z nią opisuję jednak, aby ostrzec wszystkich, tak jak ja, pragnących zrobić coś dla siebie, własnego rozwoju osobistego, poszerzenia swoich perspektyw – z pomocą tej pozycji. Tutaj nie znajdziecie niczego z powyższych. Znajdziecie za to napisane koszmarnym grafomańskim stylem kompletne nieporozumienie – bo na pewno nie można tej szmiry nazwać poradnikiem. Poważnie, dawno nic mnie tak nie rozczarowało.

Spodziewałam się wszystkiego – trochę smutnego pieprzenia w typowo coachingowym stylu, może kilku ciekawych porad, jak lepiej zorganizować swój czas i mniej prokrastynować – nie oczekiwałam cudów, ale to, co w końcu przywitało mnie po rozpoczęciu lektury było jak nieoczekiwany strzał w pysk. W dodatku bardzo celny.

Już pierwszy rozdział zaczyna się wyjątkowo dramatycznie (przypominam, że cały czas rozmawiamy o poradniku). Nieszczęśliwa pani Bizneswoman postanawia popełnić samobójstwo. Jej rozmyślania na ten temat są na tyle pompatyczne i jednocześnie pretensjonalne, że niemal natychmiast zaczęłam jej kibicować – miałam nadzieję na śmierć „bez bałaganu, a jednocześnie efektownie”. Niestety, moje marzenia pozostały niespełnione, gdyż przed próbą samobójczą uratował kobitę wykład – uwaga – Zaklinacza Słów. Wspominałam już o pretensjonalności? No. A to dopiero początek.

Pokrótce: Zaklinacz Słów wygłasza swoją przemowę w stylu wczesnego Paulo Coelho (choć przyznaję z niechęcią, że kilka zdań nawet do mnie trafiło). Niestety, występ zostaje przerowany nagłą niedyspozycyjnością mówcy. Na sali zostają trzy osoby – wspomniana już wcześniej niedoszła samobójczyni, Artysta przez duże „A” oraz… mężczyzna wyglądający na bezdomnego, który w ciągu kilku minut przekonuje te dwie dopiero co poznane osoby, że jest miliarderem i zaprasza je na swoją prywatną wyspę na Komorach, zachowując się przy tym jak ostatni cham i prostak:

„Bezdomny miał teraz zamknięte oczy. Przykucnął na podłodze, wykonując serię pompek na jednej ręce.”  (cały czas z nimi rozmawiając)

Serio?

„– Michał Anioł… Ten to dopiero był gość, w dobrym znaczeniu – stwierdził
bezdomny, bawiąc się swoją dość niechlujną brodą. Następnie podniósł
koszulę, żeby pokazać umięśniony brzuch godny greckiego boga.
Długim, brudnym paluchem przeciągnął wzdłuż mięśni, tak jak krople deszczu spływają po łodydze róży po majowym deszczu.”

No błagam. Gdyby jakiś obcy facet, bezdomny czy domny, po kilku minutach rozmowy zaczął przede mną odstawiać striptiz, bynajmniej nie patrzyłabym zachwycona, tylko kazała delikwentowi oddalić się w trybie NOW. No ale to ja. Bohaterowie naszej książeczki są tak zachwyceni chamskim zachowaniem gościa, że z radością zgadzają się polecieć jego prywatnym samolotem w nieznane, bo to przecież taka fajna propozycja. Ahoj, przygodo!

Porównania macania się publicznie brudnymi łapami do kropel deszczu, spływających „po łodydze róży po majowym deszczu” nawet nie skomentuję, ale myślę, że sporo to mówi o stylu autora.


Pomijam już zresztą ogólny styl całej rozmowy, który przedstawia się mniej więcej tak:

– Roosevelt powiedział kiedyś: (tu półstronicowy cytat). – Zaczał bezdomny.
– A Ghandi skomentował jego wypowiedź w ten sposób: (tu cytat na trzy linijki), – uzupełniła bizneswoman.
– Oczywiście, ale Bill Clinton mówił przecież…
– A Kwaśniewski…

Ludzie tak nie rozmawiają! Nie przerzucają się cytatami, bo nikt normalny takiej ilości (i tak długich) cytatów zwyczajnie nie pamięta! Ta książka jest absolutnie pełna tego typu zabiegów, jakichś pseudomądrości rodem z Bravo i bardzo zaburza to normalny odbiór.

W bólach dotarłam jednak do 8 rozdziału (z 17), wciąż mając nadzieję, że w końcu wyjaśni się, na czym polega ta cholerna zasada 5 rano. A gdzie tam. Poza rodzącym się pomiędzy panią B. i panem A. uczuciem (tak potrzebnym w poradniku dotyczącym rozwoju osobistego) dostajemy wydarzenia, które w zamyśle autora miały pewnie wprowadzić element grozy, a wywołały u mnie jedynie wielkie „Co do..?!”

Przebywająca na bajkowej wyspie wspaniałego miliardera radosna bizneswoman dostaje smsa z pogróżkami. Przejęty jej losem były bezdomny wykonuje dziwny gest nad głową i niby w „Mission impossible” zza rogu wyskakuje „na plażę dwóch mężczyzn ze słuchawkami w uszach i z karabinami w ręku, tak szybko jak kolaż na sterydach.” (Łohoho.) Kilka godzin później przed drzwiami jej luksusowego apartamentu pojawia się natomiast ogolony na łyso nieznany jej mężczyzna, grożąc nożem.
Na prywatnej wyspie, w jakiejś kompletnej dupie otoczonej oceanem, naszpikowanej wyszkolonymi niby SWAT ochroniarzami. Jasne.

Witaj kolejny elemencie układanki! Poza Coelho, romansidłem i coachingowym pierdoletto mamy więc i szpiega z Krainy Deszczowców…

W tym momencie przestałam czytać. Nie dowiedziałam się w końcu, na czym polega reguła Klubu 5 Rano, nie rozwinęłam się osobiście, nadal prokrastynuję i mam poczucie straconego czasu. Pozostaje mi nadzieja, że moja recenzja uchroni choćby jedną osobę przed sięgnięciem po to „dzieło”. Naprawdę, nie warto.   

Ponieważ nie uwzględniłam w swojej skali ocen ujemnych, pozostaje mi przyznać „Klubowi 5 Rano” 1 gwiazdkę z 5. Oraz zaszczytny tytuł drugiej najgorszej książki, którą opisałam na tym blogu. Pierwszą pozycję niezmiennie od lat zajmuje „Widmo” R. Faulcona.

*



Tytuł: „Klub 5 Rano. Szczęśliwy poranek zmienia wszystko” / 
„5 AM Club, The: Own Your Morning. Elevate Your Life.”
Autor: Robin Sharma
Wydawnictwo: Kompania Mediowa 2021
Ilość stron: 394
Rok pierwszego wydania: 2018
Język: polski
Język oryginału: angielski