Sunday 17 September 2017

PRZEDPREMIEROWO: Fiodor Dostojewski: „Wspomnienia z Martwego domu” - recenzja książki.


Z twórczością Fiodora Dostojewskiego stykam się nie po raz pierwszy. Już w liceum czytałam „Zbrodnię i karę”, którą co prawda byłam zachwycona, ale nie udało mi się jej skończyć; kilka lat później, na studiach, zmuszona byłam przeczytać „Biednych ludzi”, którzy nie tylko mnie przygnębili, ale też na długi czas pozostawili w moich myślach nieprzyjemny ślad, który skutecznie powstrzymywał mnie przed kolejnym sięgnięciem po prozę pisarza. Zobaczywszy jednak wznowioną przez Wydawnictwo MG publikację „Wspomnień z Martwego domu” postanowiłam dać Dostojewskiemu kolejną szansę.


Absolutnie nie uważam się za znawcę, a tym bardziej za znawcę literatury rosyjskiej – ot, gdzieś coś przeczytałam, usłyszałam, podyskutowałam na zajęciach. W przypadku Dostojewskiego starałam się raczej nie odzywać. Jego prozę uważałam za przytłaczającą i smutną, a własną osobę za niegodną krytykowania twórczości rosyjskiego klasyka. Poza tym wyjątkowo nie lubię czytania na siłę, „bo trzeba”, czytywałam więc tylko to, co mi kazano i ani strony więcej. Lubiłam jednak po jakimś czasie wracać do przeczytanych tekstów, analizować je na nowo, uzupełniać informacje i wyciągać własne wnioski. Robię to zresztą do dziś.

Fiodor Dostojewski to postać niezwykle ciekawa. Nie chcę jednak zanudzać Was biografią – jeśli Was ona zainteresuje, na pewno poradzicie sobie ze znalezieniem właściwych informacji. Życie prywatne pisarza miało jednak ogromny wpływ na powstanie „Wspomnień z Martwego domu”. W 1849 r. autor, wraz z ponad setką innych osób został skazany na śmierć za przynależność do tzw. Koła Pietraszewskiego – grupy literackiej, w której dyskutowano na różne tematy, nierzadko polityczne. Niemal przed samą egzekucją karę zamieniono jednak na zesłanie. W 1850 r. Dostojewski trafił na 4 lata do tzw. katorgi – rodzaju obozu w połączonego z ciężkimi robotami w pobliżu miasta Omsk. Pobyt stał się podstawą do napisania książki.

Historia opowiedziana jest w narracji pierwszoosobowej przez Aleksandra Pietrowicza Gorianczykowa, skazanego na 10 lat katorgi za zabójstwo. Jego pozycja wśród współosadzonych od początku jest trudna – jako przedstawiciel znienawidzonej przez lud szlachty co dzień musi stawiać czoła niechęci, izolacji czy wręcz nienawiści. Sam Gorianczykow, choć nie stara się specjalnie dystansować, zdaje sobie sprawę ze swojej odmienności:

(…) był to czas pierwszego mego zetknięcia z prostym ludem. Ja sam nagle 
stałem się takim prostym człowiekiem, takim samym katorżnym jak i oni. 
(…) chciało mi się co prędzej zobaczyć robotę i poznać ją, zobaczyć, 
co to jest ta katorżna robota? I jak to ja sam będę pierwszy raz w życiu pracował rękami?

Książka podzielona jest na 14 rozdziałów, z czego 6 pierwszych poświęconych zostało pierwszym miesiącom pobytu w katordze. Skazanemu, nieprzyzwyczajonemu do tak spartańskich warunków jak i przebywania z ludźmi z niższych klas społecznych, niełatwo było pogodzić się z losem, jaki czekał go przez kolejnych 10 lat. Również wrogość innych osadzonych, ich nieokrzesanie, pijaństwo i brutalność sprawiały, że Gorianczykow nie wyobrażał sobie wytrzymać w obozie przez tyle czasu.

Spostrzeżenia narratora stanowią jednak fantastyczną analizę psychologiczną zachowań więziennych, niewiele zresztą różnych od dzisiejszych.

W ogóle trzeba wiedzieć, że cały ten lud więzienny – wyjąwszy niewielu ludzi
 nieustannie wesołych, za to doznawali powszechnej pogardy – był to lud ponury, 
zawistny, straszliwie próżny, chełpliwy, obraźliwy i do najwyższego stopnia
 przywiązany do formy. Zdolność, by niczemu się nie dziwić, uchodziła za największą cnotę.

Ciekawy temat stanowiła w obozie na przykład wódka, która mimo że oficjalnie zabroniona, dostępna była dla każdego, kto miał pieniądze. Kwestie finansowe nie były specjalnie skomplikowane – zarobione ruble praktycznie natychmiast przepijano, gdyż po pierwsze wódka była jedyną i największą jednocześnie rozrywką dla osadzonych, a po drugie znalezione podczas kontroli pieniądze natychmiast konfiskowano. Pijany więzień natychmiast rósł w oczach współwięźniów, na chwilę stawał się kimś. Patrzono na niego z respektem, niekiedy z podziwem. Jednak prawa rządzące katorgą nawet pijanemu nie pozwalały na wszystko – w razie awantury, bójki czy prób demolowania sprzętów, agresor natychmiast był „uspokajany” przez innych więźniów, co nierzadko kończyło się ciężkim pobiciem wyżej wymienionego.


Temat agresji, co nietrudno przewidzieć, przewija się w powieści dość często. Zachwyciły mnie rozważania Gorianczykowa dotyczące osadzonych uchodzących za spokojnych, dostosowanych do więziennych warunków i pogodzonych z losem, którzy nagle, z niewiadomej przyczyny, decydują się na jakiś szalony krok – napaść na strażnika, zamach na przełożonego czy ucieczkę. Również sposoby radzenia sobie z długoletnim życiem w zamknięciu i izolacji zasługują na ogromną uwagę. Bardzo ważną rolę w walce o przetrwanie pełniło posłuszeństwo i wewnętrzne systemy kar więźniów – wymierzanie przez nich sprawiedliwości na własną rękę nie należało do rzadkości.

Poza samosądami w obozie, jak w każdym chyba więzieniu, panowała swego rodzaju hierarchia i konkretne podziały – nie tylko ze względu na wyroki i rodzaje przestępstw, ale przede wszystkim na pochodzenie więźniów. Choć co najmniej połowa osadzonych wywodziła się ze stanu chłopskiego, na tę klasę społeczną patrzono z pogardą. W nielepszej pozycji znajdowali się przedstawiciele szlachty, uznawani często za dawnych ciemiężców. Wyjątkowo źle przedstawiała się natomiast (wg Dostojewskiego) sytuacja polskiej szlachty – z oczywistych chyba powodów.

Historia, mimo swego tragizmu, opowiedziana jest w sposób bardzo klarowny i poukładany, a sam narrator stwarza wrażenie człowieka spokojnego i zrównoważonego. Choć nie czytałam „Wspomnień...” w języku rosyjskim, w trakcie czytania zastanawiały mnie zabiegi zastosowane przez autora i tłumacza. Wiele słów użytych (jak podejrzewam) w oryginale nie zostało przetłumaczone na język polski. Ich znaczenie często było wyjaśniane w przypisach bądź dalszej części powieści, zdarzały się jednak słowa lub zwroty w rosyjskim (transliterowane), które wymagały od czytelnika podstawowej znajomości języka wyjściowego. Przez pewien czas nie mogłam się zdecydować, czy podoba mi się ten zabieg, w końcu doszłam jednak do wniosku, że nadaje on książce niepowtarzalnego charakteru, typowego dla literatury rosyjskiej. Ponadto wydaje mi się, że zarówno Wydawca jak i tłumacz założyli, że po Dostojewskiego nie sięga się ot tak i że potencjalny czytelnik wykaże się odrobiną wiedzy ogólnej, a być może nawet znajomością ww. języka. Nie wiem, to tylko takie moje domniemanie.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła. Chodzi mianowicie o błędne tłumaczenie określenia дедушка (czyt. dzieduszka), przetłumaczonego jako „dziadziuś”. Otóż pierwszą rzeczą, jakiej uczono mnie na studiach było, że rosyjski дедушка nie ma absolutnie nic wspólnego z poufałym zdrobnieniem, jakie spotykamy np. w języku polskim czy niemieckim, jest za to nacechowane ogromnym szacunkiem. Tłumaczenie go jako „dziadziuś” jest więc zwyczajnie błędne.
Kolejna rzecz, do której nie do końca jestem przekonana, to dosłowne przenoszenie rosyjskich konstrukcji językowych na polskie tłumaczenie. Zwrot „u mnie by nikt [czegoś] nie ukradł” jest w języku naszych zachodnich sąsiadów zupełnie normalny, to jak najbardziej poprawna gramatycznie konstrukcja. Po polsku brzmi to jednak... Tak średnio bym powiedziała, tak średnio.

Mimo tych małych językowych zastrzeżeń serdecznie polecam „Wspomnienia z Martwego domu”. To przerażający obraz życia w zamkniętym obozie na Syberii w XIX wieku, rewelacyjny kolektywny portret psychologiczny skazanych, a także niesamowicie autentyczna opowieść o sile woli, przetrwaniu i karze za grzechy. Choć Dostojewski nie prezentuje tak potocznego, wylewnego i prostego stylu jak np. Grzesiuk, książkę tę czyta się praktycznie jednym ciągiem. Nie jest to jednak łatwa lektura – powieści o tematyce obozowej często skupiają się przede wszystkim na ciekawszych wydarzeniach, są pełne akcji i „sensacji”. Ze „Wspomnieniami...” jest inaczej – autor koncentruje się przede wszystkim na psychologicznej stronie zagadnienia, rozbiera myśli i uczynki osadzonych na czynniki pierwsze, po czym dogłębnie je analizuje. Ta książka to mieszanka gatunków – powieści psychologicznej, obyczajowej, obozowej, pamiętnika. Mało tu opisów przyrody, ponieważ centrum dzieła Dostojewskiego stanowią ludzie.

„Wspomnienia z Martwego domu” oceniam na 5 z 5 gwiazdek.
*****


Za możliwość zrecenzowania serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.






Tytuł: „Wspomnienia z Martwego domu” / Записки из Мертвого дома
Autor: Fiodor Dostojewski
Wydawnictwo: MG, 27.09.2017
Ilość stron: 204
Rok pierwszego wydania: 1861-1862
Język: polski
Język oryginału: rosyjski