Saturday 25 November 2017

P. Ryttel, K. Ryttel: „Historie kryminalne, wiek XIX” (część I) - recenzja książki.


Historie kryminalne uwielbiam od zawsze. Jako dziecko podkradałam ojcu „Detektywa”, zza winkla podglądałam czasem 997, a w późniejszym wieku z zapałem oglądałam na Discovery „Detektywów sądowych” czy inną „Doktor Dżi”. Dziś wciąż jeszcze żywo interesuję się kryminalistyką w ogólnym pojęciu, choć zdecydowanie bardziej fascynują mnie zbrodnie z XIX i pierwszej połowy XX wieku czy okresu PRL. Kiedy na stronie Wydawnictwa Psychoskok zobaczyłam zapowiedź „Historii kryminalnych, wiek XIX”, dosłownie zaświeciły mi się oczy i natychmiast zapragnęłam ją przeczytać. Z ogromną nadzieją zasiadłam do lektury. Niestety, czekało mnie gorzkie rozczarowanie.


Spodziewałam się barwnych opisów najciekawszych spraw kryminalnych sprzed 200 lat, szczegółów dotyczących przewodu sądowego, portretów psychologicznych sprawców i ofiar oraz powiewu tajemnicy czasów, które bezpowrotnie minęły. Tymczasem musiałam zmierzyć się z publikacją, składającą się z ponad 80 rozdziałów, z czego każdy poświęcony został co najmniej jednej historii – historii nierzadko krótkiej, opisanej na 1-2 stronach, na zasadzie: „W roku 18... X zabił Y za to i za to i został skazany na...” – koniec sprawy, lecimy z kolejną.

Z początku myślałam wręcz, że dostałam wadliwy egzemplarz e-booka, część rozdziałów sprawiała bowiem wrażenie niedokończonych, wręcz urwanych w połowie. Służę przykładem (jednym z wielu):

Sprawę trybunał kasacyjny przekazał niższej instancji sądowej do ponownego rozpatrzenia. Skoro sąd kasacyjny zmienił postanowienia sądu okręgowego, należy spodziewać się, że następna rozprawa przyniesie łagodny wyrok dla nierozważnych młodzieńców. Prawdopodobnie otrzymają karę pieniężną za zakłócenie spokoju w porze nocnej.


Sprawa sprzed ponad 100 lat. Naprawdę nie dało się ustalić, jakie wyroki otrzymali oskarżeni? Po co więc w ogóle pisać o całej historii, tym bardziej, że w tym przypadku nie chodziło o żadną zbrodnię, tylko głupie kawały bandy dzieciaków? Takich rozdziałów, kończących się stwierdzeniem, że oskarżeni zostali oddani do dyspozycji sądu i tyle, jest całkiem sporo, a ja do tej pory nie mogę wyzbyć się wrażenia, że autorzy kierowali się ilością opisywanych przypadków, a nie ich jakością. Oczywiście, każde przestępstwo zasługuje na potępienie, ale w książce tej nie ma chyba przypadku, którego nie można by zastąpić jakimkolwiek innym – efekt byłby dokładnie taki sam, ponieważ brakuje w niej spraw niepowtarzalnych i nadzwyczajnych. To po prostu masa mniej lub bardziej zwykłych spraw kryminalnych. I tyle. Trudno wracało mi się do przerwanej raz lektury, która w pewnym momencie zaczęła mnie po prostu nudzić.

Nie podobało mi się również ocenianie bohaterów dramatu przez autorów, szczególnie takie jak to:

Twierdzenie, że przestępcy „uczyli się pracować”, można uzasadnić tym, że kary poprawcze dotykały najczęściej włóczęgów, żebraków, nieletnich złodziejaszków, drobnych oszustów i prostytutki – czyli osoby czujące obrzydzenie do pracy.


Zastanawiam się, kto dał Piotrowi i Karolowi Ryttlom prawo do pisania w ten sposób o kimkolwiek. À propos pisania...

Dawno nie czytałam książki napisanej w tak złym stylu. Początkowo opisywane w czasie teraźniejszym historie nagle zastąpione zostały narracją w czasie przeszłym, jak gdyby autorzy nie mogli się zdecydować, jak właściwie chcą ją prowadzić. Również budowa zdań znacząco zmieniała się (jaka cudowna aliteracja!) w trakcie lektury – pierwsze rozdziały pisane są krótkimi przeważnie zdaniami, natomiast te późniejsze – o wiele dłuższymi, bardziej złożonymi. To wszystko można by jednak przemilczeć, gdyby nie fatalny styl narracji:

Deklaracje jego są daleko idące: niech tylko opuści męża, a będzie ją utrzymywał, wykształci, rozwiedzie z mężem i poślubi.


Kto, kogo i z kim? Strasznie to skomplikowane.

Najbardziej podejrzaną Franciszkę S. dziedzic wzywa do dworu. Przychodzi razem z ojcem, który pertraktuje z Michałem S.


Kto przychodzi z ojcem? Franciszka S. czy dziedzic?

(...)więc Antoni S. wpada na pomysł zdobycia brakującej kwoty i wykorzystać w tym celu swoje stanowisko służbowe.


Aha.

W końcu znudziło mi się zresztą zaznaczanie każdego podobnego miejsca, ale wierzcie – nie brakuje ich w całej książce.


Czego mi jeszcze zabrakło? Rysu historycznego! Jakichkolwiek dodatkowych informacji, pozwalających czytelnikowi zrozumieć, o co chodziło w całej sprawie, na czym polegała wina oskarżonych, dlaczego popełnione czyny uważano za zabronione. Najbardziej uderzyło mnie to w rozdziale „Zdrada państwa czy niefrasobliwość”. Okazuje się, że w 1809 roku Jan Petiskus, jest w posiadaniu drukowanego listu generała Jose Palafoxa do francuskiego generała Lefebvre. Daje ten list do kolejnego przepisania, narażając się w ten sposób na zarzut rozpowszechniania treści szkodliwie wpływających na świadomość narodową.

Dlaczego? Co takiego zawierała treść listu? Kim byli Jan Petiskus, generałowie Palafox i Lefebvre? Co było podstawą dla oskarżenia o obrazę majestatu? I dlaczego rozdział znów kończy się tym, że sąd kasacyjny odsyła sprawę obwinionego Petiskusa do sądu kryminalnego w celu ponownego rozpatrzenia? Skoro nie doszukano się wyników zakończenia sprawy, po co w ogóle o niej pisać? Nie wiem.

Żeby jednak nie było, że tylko piszczę. Część historii okraszonych jest rysunkami/obrazami (na czytniku chwilami trudno rozpoznać szczegóły), które stanowią ładne uzupełnienie opisywanych spraw – za ten pomysł przyznaję autorom plusik. Kolejny należy się za kilka ciekawych informacji, jak na przykład to, że w osnowie do (…) Powszechnego Prawa Kryminalnego pospolity nierząd nazywany jest po prostu „kurewstwem... Przyznaję, tu roześmiałam się w głos. :)

Ponieważ jest to część pierwsza „Historii...” nie tracę nadziei, że kolejna okaże się lepsza, zarówno pod względem merytorycznym jak wyboru spraw kryminalnych. Myślę, że ciekawe zbrodnie, opisane stylem innym, niż ten wyjęty rodem z portali historycznych, naprawdę wyszłyby publikacji na plus. Póki co nie jestem niestety w stanie dać książce więcej niż dwóch gwiazdek – a szkoda, tym bardziej, że akurat w tym przypadku sama miałam nadzieję na czystą piąteczkę.

**


Tytuł: „Historie kryminalne, wiek XIX” (cz. I)
Autor: Piotr Ryttel, Karol Ryttel
Wydawnictwo: Psychoskok
Ilość stron: 230
Rok pierwszego wydania: 2017
Język: polski
Język oryginału: polski