„Azazela” Borisa
Akunina kupiłam sobie już kilka lat temu, jednak dopiero niedawno postanowiłam
go przeczytać. Choć bardzo lubię wschodnią literaturę, do tej pory gustowałam
raczej w klasyce – Puszkinie, Buninie czy Bułhakowie. Akunin, a właściwie
urodzony w Gruzji Grigorij Szałwowicz Czchartiszwili, wzbudził moje
zainteresowanie jako jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy
rosyjskich. Postanowiłam więc sprawdzić, na czym polega jego fenomen.
Kryminał Akunina
rozpoczyna tajemnicze samobójstwo. W moskiewskim parku Aleksandrowskim nieznany
z imienia mężczyzna na oczach świadków strzela sobie w głowę. Sprawa ta
początkowo wydaje się jedną z wielu – znudzony, nieszanujący życia młodzik
pragnie zwrócić na siebie uwagę w niekonwencjonalny sposób. Lakoniczna wzmianka
prasowa o tym wypadku przykuwa jednak uwagę młodego rejestratora kolegialnego –
Erasta Pietrowicza Fandorina. Przekonany, że za samobójstwem studenta kryje się
coś więcej niż tylko chwilowy kaprys, postanawia zbadać tę sprawę na własną rękę.
Niedługo potem okazuje się, że przeczucie nie myliło policjanta. Fandorin
odkrywa tajemniczy testament i wpada na trop międzynarodowego spisku...
„Azazel” to książka
zbudowana na klasycznych toposach literatury rosyjskiej. Scena samobójstwa w
parku bardzo przypominała mi pierwszy rozdział „Mistrza i Małgorzaty”, w którym
to nagłe pojawienie się dziwnego jegomościa również dało początek straszliwym
wydarzeniom. J Także gra w karty, choć nie tak znacząca
jak w puszkinowskiej „Damie pikowej”, stanowi ważny motyw powieści. Kolejnym
nawiązaniem do klasyki wydaje się pojedynek Fandorina z hrabią Zurowem –
natychmiast przypomniał mi się „Fatalista” Lermontowa, w którym wątek ten
odgrywa bardzo istotną rolę. Takich „zapożyczeń” jest w książce sporo, nie
świadczy to jednak na jej niekorzyść. Wręcz przeciwnie – mnie osobiście
niesamowitą radość sprawiało odkrywanie kolejnych wskazówek pozostawionych w
tekście przez autora.
Bardzo podoba mi
się również pomysł osadzenia powieści w XIX w. Uwielbiam klimaty carskiej Rosji,
zarówno w literaturze jak historii. Ponadto ciekawiły mnie metody ustalania
sprawców zbrodni w ówczesnych czasach. Były to początki rozwoju technik
śledczych, daktyloskopia była w powijakach, komputery znajdowały się w sferze
nierealnych marzeń, a o badaniach DNA nikt nawet nie myślał.
Niemniej, mimo że
„Azazel” to książka niezwykle dynamiczna, czegoś mi w niej zabrakło. Nie do
końca potrafiłam wczuć się w jej klimat, wyobrazić sobie otaczający bohaterów
świat i ich samych. Chwilami zastanawiałam się zresztą, kto jest kim – zarówno
typowo rosyjskie nazewnictwo (imię, patronimik i nazwisko) jak i mnogość
różnorakich tytułów towarzyszących bohaterom co chwilę zbijało mnie z
pantałyku. Tym bardziej, kiedy – jak w przypadku Fandorina – tych określeń było
sporo: Fandorin, Erast Pietrowicz rejestrator kolegialny, urzędnik Trzeciego
Oddziału, radca tytularny... Tabela rang Piotra I, na której opierała się
ówczesna hierarchia urzędnicza, wciąż zresztą doprowadza mnie do rozpaczy,
ponieważ jedynym, co zapamiętałam z lekcji rosyjskiego jest fakt, że było ich w
carskiej Rosji czternaście. O wiele, jak na mój gust, za dużo.
Cała intryga
właściwie też nie rzuciła mnie na kolana. Przez cały czas miałam wrażenie
czytania powieści szpiegowskiej, a nie jest to mój ulubiony gatunek literacki.
O ile same motywy postępowania bohaterów przez długi czas nie były dla mnie
jasne, o tyle dość szybko domyśliłam się, kto jest spiritus movens całej
operacji.
Częstotliwość, z
jaką główny bohater unikał niechybnej śmierci, również była podejrzanie wysoka.
Przypominam sobie co najmniej cztery sytuacje, w których Fandorin miał zginąć,
jednak zawsze udawało mu się wyjść cało z opresji. Domyślam się co prawda, że
zabiegi te miały wprowadzić do powieści więcej dynamiki, ale całość robiła mało
wiarygodne wrażenie.
Rozczarowało mnie
również zakończenie powieści. Było moim zdaniem... niepotrzebne. Nie wiem, jaki
wpływ na przyszłą karierę Fandorina miały opisane tam wydarzenia („Azazel”
stanowi pierwszą cześć serii o przygodach młodego policjanta), jednak wciąż mam
wrażenie, że całą sprawę można było zakończyć w inny sposób.
Mimo wszystko nie
uważam „Azazela” za złą książkę, a Akuninowi zamierzam dać w najbliższym czasie
kolejną szansę. Powieść polecam wszystkim zafascynowanym kulturą i literaturą
rosyjską oraz amatorom kryminałów w stylu retro.
Książka otrzymuje
ode mnie 3 z 5 gwiazdek.
***