Witam Was serdecznie po wyjątkowo długiej
przerwie. Niestety w ciągu ostatnich miesięcy natłok spraw prywatnych i
zawodowych sprawił, że zupełnie nie miałam czasu na pisanie. Nierzadko
brakowało go nawet na samo czytanie. Ponieważ jednak wszystko powoli wraca do
normy, postanowiłam wznowić prowadzenie bloga. Nigdy zresztą nie chciałam
zupełnie przestać pisać – czekałam po prostu na odpowiedni moment.
Dziś zabieram Was w podróż do dość niedalekiej,
jak na standardy tego bloga, przeszłości. W roku 1989 światło dzienne ujrzała
powieść Kazuo Ishiguro pt. „Okruchy dnia”. Zarówno nazwisko autora jak i tytuł
nieraz przewijały się na odwiedzanych przeze mnie stronach internetowych, blogach
czy też na listach najpoczytniejszych, najbardziej znanych i cenionych. Gdyby
nie fakt, że książka znalazła się w mojej zeszłorocznej paczce
bożonarodzeniowej, prawdopodobnie nigdy bym po nią nie sięgnęła. Należę do
osób, które z niezrozumiałych względów bronią się rękami i nogami przed czytaniem
pozycji, które królują na listach bestsellerów albo – co gorsza – na prywatnych
listach ulubieńców znajomych i rodziny. Powieść Ishiguro też musiała odstać
swoje na półce. Gdy już jednak zaczęłam, nie chciałam przerywać czytania ani na
minutę.
„Okruchy dnia” to opowiedziana w narracji
pierwszoosobowej historia kamerdynera Stevensa, starszego już człowieka, przez
całe życie sercem i duszą oddanego służbie i dążącego do perfekcji w tej dziedzinie.
Za namową pracodawcy, zachęcony pełnym ciepła listem od dawno niewidzianej
przyjaciółki, postanawia wybrać się w podróż w nieznane. Odwiedzając zakątki
Anglii, o których istnieniu czytał jedynie w przewodnikach, wspomina swoje
dotychczasowe życie, analizując podjęte decyzje i wzniosłe wydarzenia
historyczne, których był świadkiem, a nierzadko i uczestnikiem. Nie zapomina
przy tym o pannie Kenton, byłej gospodyni domu, w którym niegdyś oboje służyli.
Powrót do przeszłości, przeplatany z pozoru
nic nie znaczącymi przypadkowymi spotkaniami z nieznajomymi, piękne krajobrazy
i radość na myśl o rychłym spotkaniu z towarzyszką dawnych lat, okazuje się o
wiele trudniejszym, niż Stevens jest gotów przyznać sam przed sobą. Czy pomoże
mu on zebrać w całość „okruchy dnia” i wspomnienia, zatarte przez upływający
czas?
Powieść Ishiguro jest pozycją niecodzienną. Brak
tu niespodziewanych zwrotów akcji, sensacyjnych wydarzeń czy intryg. Jest za to
niesamowity spokój bijący z kart książki. Charakterystyka pracy kamerdynera
przedstawiona oczami człowieka, bez reszty oddanego swojej posłudze,
przeplatana rozważaniami na tematy polityczno-socjalne na tle doniosłych wydarzeń
historycznych sprawia, że „Okruchy życia” to powieść niebanalna, lecz z
uniwersalnym przekazem.
Daleka jestem od twierdzenia, że pewne książki
po prostu „wypada przeczytać”. Gdybym jednak chciał stworzyć kiedyś taką
listę, nie jestem pewna, czy umieściłabym na niej właśnie tę. Z pewnością nie
jest to książka idealna – akcja lubi czasem zwolnić, narrator przystanąć tu i
ówdzie. Tego typu literaturę trzeba lubić – niektórych skłoni do refleksji,
innych znudzi. Ja na szczęście zaliczam się do pierwszego grona.
Jeśli zatem przyjemność sprawiają Wam podróże
w czasie i wspomnieniach, a także przyciąga Was klimat Anglii lat 60-tych, z
czystym sumieniem polecam Wam tę pozycję.
„Okruchy życia” oceniam na 4 z 5 gwiazdek.
****
Tytuł: „Okruchy dnia” / „The remains of the day”
Autor: Kazuo Ishiguro
Wydawnictwo: Albatros 2017
Ilość stron: 303
Rok pierwszego wydania: 1989
Język: polski
Język oryginału: angielski