Całymi latami zabierałam się do sięgnięcia po
twórczość Julesa Verne’a, krótkie opisy przeważnie fantastyczno-naukowych
książek nigdy jednak nie przyciągnęły mojej uwagi na dłużej. Ta dziedzina literatury
zwyczajnie nigdy mnie nie pociągała. Zafascynowana popularnością jego powieści
na całym świecie w końcu postanowiłam jednak dać autorowi szansę. Czy słusznie?
Zapraszam do lektury.
Jules Verne to XIX-wieczny pisarz francuski,
uważany za jednego z prekursorów powieści fantastyczno-naukowej i jednego z
najbardziej znanych autorów powieści przygodowej. Któż bowiem nie słyszał o
„Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi”, „Podróży do wnętrza Ziemi” czy
tytułowym „W osiemdziesiąt dni dookoła świata”? Jeśli nawet nie czytaliście
żadnej z wyżej wymienionych, prawdopodobnie nieraz natknęliście się na
ekranizacje, puszczane czasem przez telewizję w niedzielne poranki. Ponieważ
jednak nawet filmy nie wzbudzały mojej ciekawości, spotkanie z lekturą rzeczywiście
było moim pierwszym.
Od razu spodobał mi się styl powieści. Fabuła
tocząca się w XIX-wiecznej Anglii natychmiast przyciągnęła moją uwagę – te
akurat klimaty uwielbiam! O ile główny bohater, Pan Phileas Fogg, nie od razu
wzbudził moją sympatię, o tyle pojawienie się jego nowego pracownika, Passepartout,
wskazywało na to, że nie będę się nudziła podczas czytania. Fogg, człowiek
absolutnie precyzyjny, na pozór zupełnie przewidywalny i pozbawiony emocji oraz
jego zupełne przeciwieństwo w osobie Passepartout stanowili ciekawą, nierzadko
zabawną mieszankę osobowości, która nadaje książce niezwykłego charakteru.
Nie zdradzę chyba za wiele przytaczając Wam główny
wątek powieści: pan Phileas Fogg postanawia udowodnić swoim znajomym, że
możliwe jest okrążenie świata w dokładnie 80 dni. Gra toczy się o wysoką
stawkę, zakład opiewa bowiem na zawrotną w ówczesnych czasach sumę 20.000
funtów. W razie przegranej Fogg straci cały swój majątek, prestiż i szacunek w
wysokim towarzystwie. W podróż zabiera nowozatrudnionego służącego, trochę
pieniędzy oraz precyzyjny plan, według którego nic nie będzie w stanie
przeszkodzić mu w osiągnięciu celu…
Akcja rozwija się dość szybko. Po krótkim
wstępie, przybliżającym czytelnikowi sylwetki dwóch głównych bohaterów oraz
wydarzenia, które doprowadziły do wyniknięcia zakładu, udajemy się w podróż w
nieznane. Wraz z panem Foggiem i Passepartout przemierzamy Europę, część
Afryki, zahaczamy o Chiny, Japonię czy Stany Zjednoczone; na swojej drodze
spotykamy m.in. czcicieli tajemniczej bogini Kali, palimy opium w słynnych domkach
makowych, jeździmy na słoniach i uciekamy przed atakiem Indian. Podróż odbywa
się chyba wszystkimi dostępnymi ówcześnie środkami lokomocji – od pociągu przez
statki, zwierzęce zaprzęgi czy nawet bojery.
Warto zwrócić uwagę także na wątek kryminalny,
będący ważnym elementem historii, nieraz krzyżującym plany pana Phileasa Fogga.
Mimo że nie zdradzę, na czym polegał, mogę zapewnić Was, że dzięki niemu
książka staje się jeszcze ciekawsza!
Verne w mistrzowski wręcz sposób prowadzi
czytelnika przez świat wielkiej przygody. Dramatyczne, nierzadko zabawne
perypetie bohaterów, elementy powieści detektywistycznej, wątek miłosny (bo i
jego tu nie brakuje), a przede wszystkim dwie główne postaci, które naprawdę można
polubić sprawiły, że trudno mi było oderwać się od lektury.
Tym, co jednak zdecydowanie spowalniało tempo
czytania były liczne przypisy (w moim wydaniu ponad 200). Uważam, że
umieszczono ich tu zdecydowanie za dużo i nie wszystkie były potrzebne. Ze
względu na to, że czytałam wersję elektroniczną książki, za każdym razem
musiałam przeskakiwać na odpowiednią stronę z przypisami, co było zajęciem dość
nużącym i zajmującym sporo czasu. W przypadku wydania papierowego z przypisami
umieszczonymi na końcu powieści sytuacja mogłaby wyglądać podobnie.
Nie ma to jednak absolutnie żadnego wpływu na
moją końcową ocenę „W osiemdziesiąt dni dookoła świata”. Książkę przeczytałam z
przyjemnością, od początku trzymałam kciuki za powodzenie ich przedsięwzięcia,
cieszyłam się z nimi i smuciłam i do końca wierzyłam, że jednak im się uda. Czy
się udało? O tym będziecie musieli przekonać się sami…
Na pewno nie jest to moje ostatnie spotkanie z
twórczością Julesa Verne’a. Na mojej półce już oczekują kolejne tomy, mam
nadzieję, że równie fascynujące.
„W osiemdziesiąt dni dookoła świata” oceniam
na 5 z 5 gwiazek.
*****
„Le tour du monde en quatre-vingt jours”