Do „Germinalu“
Emila Zoli podchodziłam trochę jak pies do jeża. Nie było
to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Swego czasu zrobiłam podejście
do „Nany”, jednak z jakiegoś powodu lektury tej nigdy nie dokończyłam. „Germinal”
wciągnął mnie natomiast już od pierwszej strony, natychmiast rozpalił wyobraźnię,
a ja nagle znalazłam się 600 m pod ziemią…
Powieść francuskiego pisarza to, jak
dowiedziałam się dopiero po lekturze, trzynasta część cyklu „Rougon-Macquartowie”.
Dwunastu poprzednich części nie czytałam, a mimo to nie miałam problemu ze
zrozumieniem tej. „Germinal” to nazwa miesiąca francuskiego kalendarza
rewolucyjnego, przypadającego według kalendarza gregoriańskiego między marcem a
kwietniem. I ta właśnie „rewolucja” z pewnością nie znalazła się tu przypadkiem.
Francja, druga połowa XIX wieku. Do
miejscowości Montsou przybywa bezrobotny maszynista, Stefan Lantier. Wygłodzony,
zmarznięty, zdesperowany mężczyzna w końcu zatrudnia się jako przesuwacz w lokalnej
kopalni, jedynym źródle utrzymania miejscowych. Choć pierwsze wrażenia spod
ziemi wywołują u niego jedynie przerażenie, a fatalnie opłacana, katorżnicza
praca nie pozwala nawet na podstawowe utrzymanie, mężczyzna nie poddaje się i
wkrótce „awansuje” na najlepszego górnika w całej kopalni. Targany sprzecznymi
uczuciami, w końcu z pozoru podporządkowuje się panującym w Montsou regułom. Zdobywająca
ówcześnie coraz większą popularność ideologia socjalistyczna zaczyna jednak
coraz bardziej wpływać na młodego, podatnego na wpływy Lantiera, który –
dostrzegając wreszcie beznadzieję swoją i otaczających go ludzi, postanawia
sprowadzić ich na drogę rewolucji…
„Germinal” to powieść bardzo rozbudowana,
niepozwalająca streścić się w kilku krótkich zdaniach. Ukazuje przekrój
francuskiej klasy robotniczej ok. 20 lat po Wiośnie Ludów, kiedy tworzyła się
Międzynarodówka Socjalistyczna, a Europa stawała się sceną kolejnych przemian
społecznych. Akcja książki koncentruje się przede wszystkim na górnikach, pracujących
nierzadko od kilku pokoleń w okolicznych kopalniach, wszechogarniającej biedzie
i zobojętnieniu społecznym. Przedstawiona tu beznadzieja, ubóstwo, brak
perspektyw na jakąkolwiek zmianę oraz niewyobrażalne w dzisiejszych czasach ówczesne
warunki pracy górników sprawiają, że aż trudno uwierzyć, że coś takiego
naprawdę mogło się wydarzyć.
Opowieść Zoli nie jest co prawda książką opartą
bezpośrednio na prawdziwych wydarzeniach, warto jednak wspomnieć, że pisarz przed
napisaniem „Germinalu” przez kilka tygodniu przebywał w miejscowościach, gdzie
na żywo śledził strajki górników oraz towarzyszące im wydarzenia; niejednokrotnie
był również świadkiem zastosowania przez wojsko siły w stosunku do
strajkujących. Historia opisana w powieści nie jest więc być może czystą fikcją
literacką, a bardziej zbiorem wrażeń autora i wysnutych na tej podstawie
wniosków.
Skupia się ona bowiem nie tylko na postaci
Stefana, ale również towarzyszących mu robotników, niespełnionej miłości, śmiertelnej
rywalizacji z naturą i znienawidzonym przeciwnikiem. Opisanych zostaje tu kilka
rodzin górniczych, żyjących w kolonii, znajdującej się niedaleko kopalni oraz,
jakże od nich różnych, przedstawicieli klasy średniej, tak zwanej burżuazji. Nędza,
z którą co dnia borykają się górnicy kontrastuje tu często z przepychem
panującym w domach dyrekcji i akcjonariuszy kopalni, walka o przetrwanie z wystawnymi
przyjęciami, a wrodzona przebiegłość niektórych mieszkańców kolonii z
naiwnością mieszczan. Postaci bynajmniej nie są jednak przedstawiane
jednowymiarowo – wielokrotnie zastanawiałam się, co kieruje danym bohaterem,
dziwiłam się jego wyborom i zachowaniu w pewnych sytuacjach. Zaskoczyła mnie
również głębia psychologiczna „Germinalu”. Wielu protagonistów przechodzi
bowiem znaczącą przemianę, zupełnie wywracając własny światopogląd i
ugruntowany sposób myślenia do góry nogami. Świat liryczny powieści jest
wyjątkowo rozbudowany – pojawia się tu ogromna ilość postaci ludzkich i
zwierzęcych, a każda z nich wnosi osobną cząstkę do całości powieści, która bez
niej z pewnością nie byłaby taka sama. Zastanawia zezwierzęcenie człowieka oraz
cechy ludzkie, którymi dla kontrastu odznaczają się zwierzęta, brutalność i
przemoc towarzyszące ludziom od najmłodszych lat oraz troskliwość i dobroć
cechujące w tej powieści np. konie czy króliki. Normalną karą za nieposłuszeństwo
dzieci jest tu bicie ich po twarzy, a jedynym ich przeznaczeniem jest
niewolnicza praca w kopalni i odciążenie finansowe rodziców, sprawiających
sobie coraz to nowe, kalekie umysłowo lub fizycznie potomstwo.
Uwagę przyciąga również kolorystyka
towarzysząca czytelnikowi w trakcie tej literackiej podróży. Wiodącymi barwami
są tu czerń, różne odcienie szarości, a świat otaczający Montsou wydaje się
siny, ponury, w każdym niemal miejscu pokryty pyłem węglowym. Przemoc (również
seksualna), będąca tu normalnym zjawiskiem, wszechobecny głód, prowizoryczne
warunki życia – wszystko to potęguje tylko przygnębiające wrażenie. Gwałty są tu
na porządku dziennym, inicjacja seksualna w wieku 8 lat nie jest niczym niezwykłym.
Życie mieszkańców osady zdaje się kręcić wokół pracy w kopalni, prób
przetrwania i regularnego płodzenia dzieci – los, na zmianę którego nagle daje
im nadzieję przepojony myślą rewolucyjną młody przesuwacz…
Nie sposób opowiedzieć tej jakże wielowątkowej
powieści w kilku zdaniach, niepodobna także zrozumieć jej przekazy, nie sięgając
samemu po lekturę. „Germinal” wywarł na mnie ogromne, choć dość przygnębiające
wrażenie; jest to smutna książka o smutnych ludziach i ich smutnym życiu. Wciąż
towarzyszyło mi uczucie swoistego lęku – czy istnieje możliwość wyrwania się z
tego marazmu, jakiejś zmiany na lepsze, a jeśli tak, to czy mieszkańcy Montsou
są gotowi do takiej zmiany?
O tym dowiecie się tylko czytając powieść
Emila Zoli, co zresztą gorąco polecam.
„Germinal” oceniam na 5 z 5 gwiazdek.
*****
Język: polski